Najwyższy stopień bezpieczeństwa, fantastyczna wentylacja i wysoka cena – kask Arai QV-Pro to górna półka wśród topowych garnków. Pokonaliśmy z Marcinem tysiące kilometrów by dowiedzieć się co wyjątkowego kryje w sobie ten model. Choć w opiniach trochę się różnimy, w kaskach QV-Pro jeździmy do dziś.
Tekst: Rafał Betnarski i Marcin Cichoń. Zdjęcia: Marcelina Woźnicka
O marce Arai od lat krąży mnóstwo legend. Wiele z nich nie ma nic wspólnego z prawdą, inne są całkowicie prawdziwe, ale trudne do przyjęcia. Bo jak uwierzyć w to, że ktoś, w dzisiejszych realiach marketingowych, decyduje się wytwarzać kaski wyłącznie w Japonii i do tego tylko ręcznie? Lub w to, że Arai nie płaci żadnemu z zawodników MotoGP za używanie ich kasków, choć z garnków tej marki korzysta wielu z nich?
Kaski Arai mają własny świat – są bardzo drogie, niezbyt ładne i mają kilka dziwacznych rozwiązań, które przepełniają trwogą ich użytkowników – wystarczy wspomnieć choćby mechanizm demontażu wizjera, który po ostatnich zabiegach mających na celu uproszczenie tej operacji, działa w sposób jeszcze bardziej skomplikowany niż wcześniej.
Arai tuzem w swoim fachu
Przyznaję uczciwie, że dopóki nie poznałem historii i filozofii Arai, uważałem te kaski za przykład snobizmu i jechania na opinii. Za taki relikt, który zagubił się gdzieś dawno we własnej legendzie i zapomniał, że świat jednak trochę się zmienił. Wyobrażałem sobie kilku dziadków, którzy tłuką swoje garnki tak, jak 50 lat temu, a ponieważ są już głusi, nie słyszą błagań o nowoczesne kształty, gadżety i malowania.

Dzisiaj trzymam w dłoniach kask Arai QV-Pro i wiem, jak bardzo się myliłem. Nawet, gdybym nie miał wiedzy na temat filozofii marki, zorientowałbym się, że byłem w błędzie. QV-Pro daje do zrozumienia, że jest tuzem w swoim fachu. Bije od niego jakaś taka moc, podświadomie czuję, że mam do czynienia z bardzo poważnym zawodnikiem klasy premium.
Trudno powiedzieć skąd bierze się to wrażenie – zapewne z rozwiązań, które można spotkać tylko w kaskach Arai. Takich jak wspomniany już strasznie zawiły system demontażu wizjera. Podczas gdy niemal każdy producent robi wszystko, by w ich kaskach demontaż zajmował pół sekundy, Arai zapewnia użytkownikowi podczas próby demontażu prawdziwy rytuał.

Najpierw, specjalnymi dźwigniami popycham zapadki, które zwalniają osłony mocowania, potem ustawiam szybę w odpowiedniej pozycji i innymi dźwigniami zwalniam kolejne zapadki. Z montażem jest jeszcze trudniej, bo trzeba precyzyjnie wycelować w odpowiednie miejsca. Niby wszystko jest oznaczone, widać, że próbowano uczynić całą operację znacznie łatwiejszą niż w poprzednich modelach Arai, ale jednak coś nie wyszło i nadal sporo z tym zachodu.
Marcin Cichoń:
Po kilkuset kilometrach pokonanych w kasku Arai QV-Pro prawie w 100% mogę potwierdzić opinię Rafała.
Mechanizm zdejmowania szyby rzeczywiście na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowany, ale jego późniejsze użytkowanie, to prawdziwa poezja. Wymiana wizjera w żadnym innym kasku nie trwa tak błyskawicznie. W filmie na YouTube zajmuje to 15 sekund – Rafał, wniosek jest prosty, musisz poćwiczyć.
Podobnie rzecz ma się z blendą, która, a jakże, jest w standardowym wyposażeniu tego kasku. Inni producenci ukrywają ją wewnątrz skorupy tak, by zachować estetykę kasku na poziomie określonym przez projektanta. Arai sprawy estetyki traktuje trochę z buta, więc blenda jest umieszczona NA wizjerze. Miłośnicy jazdy z podniesionym wizjerem i opuszczoną blendą, czyli na przykład ja, nie będą zadowoleni, bo takiej możliwości QV-Pro nie oferuje.

No i te wloty wentylacyjne, które wyglądają na przyklejone. W gruncie rzeczy są przyklejone – kask nie ma żadnych żłobień, przetłoczeń ani trwale klejonych elementów. Wszystko zaprojektowano tak, by przy uderzeniu w asfalt lub twardy element, odpadało i pozwalało działać niemal idealnie obłej skorupie. Brak wystających lub wklęsłych obszarów na powierzchni, umożliwia ślizganie się kasku i zapobiega zahaczeniu i, tym samym, nagłemu skręceniu odcinka szyjnego kręgosłupa.
Wszystkie te, pozornie uciążliwe rozwiązania mają swój głęboki sens i wzięły się z lat analiz rozmaitych sytuacji, w których znalazły się kaski Arai. Każda śrubka i każdy otwór został starannie przemyślany i umieszczony dlatego, że z analizy miliona przypadków wyniknęło, że to właśnie miejsce będzie dla tego czegoś idealne.
QV-Pro na bogato
Przyglądam się dokładnie każdemu elementowi – nigdzie nie widać śladu najmniejszej fuszerki, oszczędności. To, co ma chronić jest wykonane perfekcyjnie, świetnie dopasowane i, choć wygląda surowo, wzbudza zaufanie poziomem wykończenia. W modelu QV-Pro zastosowano pinlock w wersji 120, który umieszczany jest w specjalnym wyżłobieniu w wizjerze. Poprawia to komfort użytkowania w porównaniu do poprzednich wersji umieszczanych bezpośrednio na wewnętrznej stronie szyby.

Czas w drogę. Nie jest tajemnicą, że pierwsze jazdy w dobrze dobranym kasku integralnym to koszmar. Zakładanie takiego garnka na głowę przypomina próbę wepchnięcia wanny do małego fiata. Po kilku próbach i kilkunastu ostrych przekleństwach kask ląduje na głowie. Jest jednak jasne, że bez usunięcia dodatkowych warstw we wkładkach policzkowych nie będę w stanie go użytkować. Wybebeszam więc wypełnienie policzkowe, odrywam warstwę żółtej gąbki i od razu jest lepiej.
Mechanizmy pracują bez zarzutu, choć dwie rzeczy wymagają przyzwyczajenia. Pierwsza to dźwignia uchylania wizjera, której muszę użyć, by całkowicie go otworzyć. Na pierwszy rzut oka rozwiązanie jest trochę dziwne, ale doceniam je po kilku jazdach. Jeden ruch pozwala rozszczelnić nieco wizjer, co pomaga zredukować parowanie okularów. Aby potem go otworzyć, wystarczy pociągnąć za uchwyt do góry. Po pewnym czasie otwieram szybę jednym ruchem dłoni. Marcin, poćwiczyłem i działa, z demontażem też dam radę.

Druga z rzeczy wymagających przyzwyczajenia to obsługa wlotów powietrza, które trudno na początku znaleźć w rękawicach. Kiedy ręce nauczą się ich położenia i działania, otwieranie i zamykanie wlotów przestaje być problemem.
Arai QV-Pro leży tak, jak oczekiwałbym od klasy premium – znakomicie. Tym, co zauważam od razu jest fantastycznie wyważenie, które sprawia, że nienajlżejszy w sumie kask (1680g) po założeniu na głowę sprawia wrażenie, jakby go w ogóle nie było. Tradycyjnie dla Arai zachwyca też rozbudowana wentylacja, która działa jak najlepsza klima i daje radę dosłownie w każdych warunkach.
Świstająca blenda
Od początku testu zastanawiam się jak z trudami podróży poradzi sobie zewnętrzna blenda, która w pozycji otwartej pełni funkcję daszku i tak też wygląda. Obawiam się, że będzie wywoływać wibracje lub wpadnie w nieprzyjemny rezonans podczas wyższych prędkości. Póki nie przekraczam prędkości przewidzianych polskim prawem, blenda zachowuje się bardzo neutralnie, nie wpływa znacząco na poziom hałasu.
Sytuacja zmienia się diametralnie przy prędkościach mocno autostradowych. W pozycji otwartej blenda generuje spory wzrost hałasu, który mogę opisać jako świst. Dłuższa podróż w towarzystwie tego świstającego gadżetu powoduje rozdrażnienie i ból głowy. Na szczęście w najmniejszym stopniu nie wpływa to jednak na stabilność kasku, negatywnym efektem jest tylko zwiększona głośność.

Przy zamkniętej blendzie dokuczliwy świst ustaje, ale rozbudowana wentylacja QV-Pro sprawia, że żadną miarą nie da się tego kasku nazwać cichym. Jeśli planujesz jechać gdzieś dalej, koniecznie zaopatrz się w dobre stopery.
Marcin Cichoń:
Dla mnie wentylacja działa wprost rewelacyjnie. Otwarcie wszystkich wlotów (na szybce, na szczęce, z przodu i z tyłu kasku) powoduje prawdziwe tornado, dzięki któremu w upalne dni można poczuć się jakbyśmy w ogóle nie mieli kasku na głowie. Niestety powoduje to gigantyczny wzrost głośności, który nie jest jednak nie do wytrzymania.
Arai QV-Pro: bezpieczeństwo
Tradycyjnie dla marki Arai, kask wyposażony jest w mnóstwo rozwiązań służących bezpieczeństwu. Wspomniałem już o zewnętrznych elementach, które doklejone są lekko na powierzchni skorupy i odpadają przy najmniejszym kontakcie z asfaltem. Standardowo producent stosuje także zapięcie „podwójne D” – uznawane za najbezpieczniejsze, bo tylko ono zaciska się tym mocniej, im większa siła rozciągająca działa na paski.

QV-Pro wyposażony jest również w system awaryjnego wyciągania wkładek policzkowych – ta opcja może okazać się bardzo pomocna podczas akcji ratunkowej. Ważne jednak, by wiedzieć jak prawidłowo ściągać kask poszkodowanemu motocykliście.
To, co najważniejsze w testowanym kasku jest jednak schowane. Przede wszystkim skorupa – wykonana z multikompozytu, czyli tajemniczej mieszanki włókien aramidowych, kewlarowych, karbonowych i szklanych. Pewnie z czegoś jeszcze, bo jej sztywność faktycznie zdumiewa. Podczas naszych prezentacji, które prowadziliśmy w czasie szkoleń Bezpieczny i MotoPomocny Motocyklista, bez problemu wytrzymywała obciążenie najcięższymi MotoPomocnymi. Jej głównym zadaniem jest nie dopuścić do penetracji podczas wypadku i maksymalnie rozproszyć energię uderzenia.

Ważne jest też wypełnienie, czyli EPS. W dobrych kaskach ma ono różną gęstość, w zależności od strefy – tam, gdzie ryzyko uderzenia jest największe, EPS jest najtwardszy. Arai oczywiście też stosuje to rozwiązanie, ale w unikalny sposób – poszczególne gęstości EPS nie są sklejane, a tworzą jednorodną całość.
QV-Pro test: podsumowanie
Arai QV-Pro nie jest kaskiem tanim. Podstawowa wersja w kolorze białym kosztuje nieco ponad 3000 zł, malowanie oznacza już wydatek ponad 3500 zł. Nie jest to też kask cichy – dokładnych wartości w decybelach wprawdzie nie mierzyłem, ale subiektywnie HJC RPHA ST czy Schuberth S2 są znacznie cichsze.
Za co więc płacimy taką górę pieniędzy? Właściwie tylko za jedną, ale za to ważną cechę – bezkompromisowość. W Arai nie znajdziemy żadnego rozwiązania, które zastosowano kosztem bezpieczeństwa. Można się więc czepiać dziwnych rozwiązań, dyskusyjnego kształtu, ale nikt nigdy nie powie, że Arai robi coś, co nie jest maksymalnie bezpieczne. A przecież właśnie po to kupujemy kask.
Marcin Cichoń:
Zdecydowanie polecam Arai QV-Pro. To świetny kask dla każdego, kto szuka „garnka” w którym bezpieczeństwo jest najwyższym priorytetem.
Z ofertą kasków Arai możecie zapoznać się w Dobrych Sklepach Motocyklowych.