Ponad dwa tysiące zakrętów pod hiszpańskim słońcem, ekscytujące widoki i tony adrenaliny – MotoHiszpania dostarczyła nam tak wielu wrażeń, że wystarczy ich na wiele miesięcy. Tamtejsze drogi wyczerpują w stu procentach to, co zwykliśmy nazywać motocyklowym szczęściem.
Przygoda, którą dane nam było przeżyć w Hiszpanii, możliwa była dzięki życzliwości ludzi. Szczególnie dziękujemy naszemu partnerowi – ogólnopolskiej wypożyczalni motocykli i samochodów Abacus. To dzięki Abacusowi my i uczestnicy naszych wyjazdów jeździliśmy pachnącymi nowością motocyklami Yamaha i korzystaliśmy z busa, którym odbieraliśmy uczestników z lotniska. Jesteście wielcy!
Doskonale przygotowane motocykle i gładkie jak stół drogi Katalonii… Kiedy późnym wieczorem odbieram z lotniska ostatnią ekipę uczestników utwierdzam się w przekonaniu, że takie zestawienie zapowiada coś niezwykłego. Każdy jest ciekaw jak wyglądają tutejsze winkle, którędy będą wiodły przygotowane trasy. Pojawiają się też pytania o szkolenie z jazdy, które jest nieodłączną częścią naszych wyjazdów.
Emocje nie dają zasnąć, na szczęście troskliwa niczym najlepsza babcia obsługa hotelu Ibis Girona przygotowuje bardzo późną kolację, więc najedzeni i zadowoleni kończymy ostatnie rozmowy i idziemy wypocząć przed jutrzejszym dniem.
Zakręty Katalonii
Poranek schodzi nam na przygotowaniach i formalnościach. Oscar Kubicki dostosowuje każdemu z uczestników motocykl – ustawia dźwignie, poprawia kierownice i tłumaczy jak układać stopy i jaka powinna być prawidłowa pozycja. Ruszamy.
Pierwsze kilometry pokonujemy spokojnie, dając sobie czas na oswojenie się z maszyną. Grupa jest zaskakująco zgrana i odpowiedzialna – nikt nie wymaga specjalnej uwagi, co pozwala w pełni cieszyć się jazdą. Łagodne łuki drogi C-65 prowadzą nas do pierwszego przystanku – Sant Feliu de Guixols. Ostatni odcinek pokonujemy ciasnymi niczym jaskiniowe korytarze uliczkami miasta witani ciekawskim wzrokiem mieszkańców.
![](https://motopomocni.pl/wp-content/uploads/2017/04/MotoHiszpania-relacja-10.jpg)
Na chwilę stajemy tuż przy plaży by zaczerpnąć haust pachnącego morzem powietrza. Wprowadzam chłopaków w temat – za chwilę wjeżdżamy na jedną z dróg, których próżno szukać w Polsce – niemal brak na niej prostych odcinków, zakręt goni zakręt, a motocykl cały czas jedzie w złożeniu – jak nie prawym to lewym. Ekipa patrzy na mnie z niedowierzaniem. W końcu każdy z nich jeździ nie od wczoraj, zakręty już widzieli, więc wydaje im się czego mniej więcej się spodziewać.
Uśmieszki powątpiewania znikają już po pierwszym kilometrze drogi GI-682. Seria niezłych łuków oszałamia i każe natychmiast zwiększyć czujność. A to przecież dopiero początek, ledwie rozgrzewka przed tym, co czeka nas na kolejnych kilometrach tej szalonej i niezwykłej drogi. Teraz dopiero rozumiemy, co znaczy Hiszpania motocyklem.
Chłopaki, na początku trochę speszeni ilością zakrętów, po chwili jak w amoku rzucają się w ich wir, kładąc motocykle to na jedną, to drugą stronę. Droga wije się w dzikim rytmie, pulsuje i nie pozwala nawet na sekundę dekoncentracji. Ruch szczęśliwie nie jest duży, co oszczędza sporo stresu tym, którzy dopiero poznają czym jest prawidłowy tor jazdy.
![](https://motopomocni.pl/wp-content/uploads/2017/04/MotoHiszpania-relacja-15.jpg)
Gdybym dysponował zapisami dźwięków z kasków uczestników, usłyszelibyście prawdziwą symfonię achów, ochów, jęków i dobrych polskich wulgaryzmów, które jak nic na świecie potrafią wyrazić największe zachwyty nad rzeczami, które do głębi dotykają naszego poczucia przyjemności.
Szkolenie z jazdy
Po kilkunastu kilometrach szalonych zakrętów przeplatanych trudnymi do opisania widokami na Morze Śródziemne zatrzymujemy się na przydrożnym parkingu. Musimy dać sobie chwilę na odreagowanie tego, czego właśnie doświadczyliśmy. – Czy to już koniec? – pyta ktoś. – Nie, dopiero zaczynamy – odpowiadam i obserwuję, jak twarze wszystkich promienieją szczęściem.
Oscar wykorzystuje chwilę przerwy, by przypomnieć chłopakom o podstawowych sprawach – prawidłowej pozycji na motocyklu i o torze jazdy na drodze, o przeciwskręcie i ułożeniu ciała w zakrętach. Każdy słucha z uwagą – jest jasne, że takie informacje bardzo się tutaj przydadzą.
Jeszcze chwila na zdjęcia, przymierzenie się do pokazanych właśnie technik i ruszamy dalej. Do Tossa del Mar, gdzie mamy następny postój, zostało nam kilkanaście kilometrów. Znów rzucamy się w prawdziwą otchłań zakrętów – droga nie daje za wygraną i czasem mamy wrażenie, że próbuje nas sprawdzić. Zabezpieczenia na wielu łukach są raczej symboliczne, a przecież tuż za poboczem czyha kilkudziesięciometrowa przepaść!
![](https://motopomocni.pl/wp-content/uploads/2017/04/MotoHiszpania-relacja-1.jpg)
Staramy się o tym nie myśleć. Z najwyższym skupieniem wybieramy odpowiednią linię i coraz śmielej kładziemy się w zakręty. Motocykle z wdziękiem poddają się tym zabiegom i bez szemrania dają się prowadzić niczym najlepsze partnerki. Tańczymy w ferworze kolejnych winkli prowadzeni muzyką naszych silników. Tossa del Mar. Już koniec, a chcielibyśmy jeszcze więcej!
W cienistych uliczkach Tossa del Mar powoli uspokajamy emocje rozbuchane na rozgrzanych gumą i słońcem winklach przejechanej właśnie drogi. Przebijamy się przez ścisłe centrum tego pięknego miasteczka, mrucząc mieszkańcom i nielicznym turystom wydechami wprost do ucha. Nikt tutaj nie zrzędzi, że tuż koło jego lunchu przejeżdża grupa bikerów. Zamiast tego dostajemy uśmiech, życzliwe skinienie głowy. Lubią nas.
![](https://motopomocni.pl/wp-content/uploads/2017/04/MotoHiszpania-relacja-5.jpg)
Robimy przerwę na zwiedzanie zamku. Chłopakom już udzielają się hiszpańskie nastroje – uśmiechy nie schodzą z twarzy, a większość pytań dotyczy kolejnych kilometrów, następnych tras. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a oni jeszcze nie wiedzą, że w ciągu najbliższych dni najedzą się winkli do syta.