Punkty poboru opłat mogą zniknąć z polskich autostrad. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad chciałaby zastąpić niewydajny i problematyczny system innym rozwiązaniem. Trwają poszukiwania firmy, która zaproponuje korzystniejszą alternatywę.
O tym jak działa obecny system poboru opłat, łatwo można przekonać się podczas każdego długiego weekendu. Czas zaoszczędzony podczas jazdy autostradą, tracimy często z nawiązką stojąc w kilometrowych korkach na bramkach.
Sytuacja bywa tak dramatyczna, że wymaga nawet rozwiązań politycznych – podczas jednego z lipcowych weekendów w 2014 r., ówczesny premier Donald Tusk wydał zarządzenie o natychmiastowym otwarciu bramek w punkcie poboru opłat w Rusocinie k. Gdańska. Kolejka osiągnęła tam wówczas długość ponad 20 kilometrów.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad rozpoczęła poszukiwania wykonawcy alternatywnego systemu poboru opłat. Wpłynęły już propozycje od dziewięciu konsorcjów z całej Europy, ale nie należy spodziewać się szybkiego rozwiązania problemu zakorkowanych bramek – GDDKiA ma na podjęcie decyzji czas do 3 listopada 2018 roku.
Jak dotąd polski system zarządzania autostradami przypomina bardziej stajnię Augiasza niż sprawnie działający układ. Za każdy z odcinków odpowiada inny operator, który nie jest zainteresowany współpracą z innymi dla wygody kierowców. Opłaty są horrendalne, a jakość infrastruktury pozostawia wiele do życzenia. W dodatku już wkrótce wszystkie odcinki objęte będą systemem płatności.
Jest więc drogo i tak sobie, a będzie jeszcze drożej. Chcielibyśmy wierzyć, że GDDKiA stanie na wysokości zadania i stworzy kierowcom możliwość komfortowej podróży bez tracenia czasu na bramkach.