MotoPomocni to nie tylko ciężka praca i godziny szkoleń. Pod solidną pokrywką profesjonalizmu bulgocze bogate życie emocjonalne i gotują się ludzkie historie. Obejrzyjcie jedną z nich – to ledwie jeden weekend naszych niezwykłych podróży.
Jeśli znasz MotoPomocnych, wiesz, że wszystko, co robimy dla motocyklistów, robimy bez wynagrodzenia. Powód jest prosty – wsparcie naszych partnerów przeznaczamy na kolejne działania dla bezpieczeństwa polskich motocyklistów.
Niestety są też wady – podczas szkoleń łatwo zauważyć, że znikomy budżet MotoPomocnych fatalnie odbija się na stanie garderoby naszych instruktorów.
Ten, nieco zaniedbany wizerunek w najmniejszym stopniu nie przeszkadza nam jednak w angażowaniu się w szkolenia. Niektórzy wkładają w to tak wiele pasji i emocji, że miłość dosłownie wisi w powietrzu. Inni robią to z czystego wyrachowania, tylko dla kariery, jednak zawsze z pełnym oddaniem.
Najbardziej doświadczeni i oddani sprawie instruktorzy potrafią dokonać niemożliwego – z premedytacją, świadomie i z największą pokorą wyrzekają się własnego ja – wszystko dla dobra szkolenia i ku pokrzepieniu serc kursantów.
Ich wysiłek się opłaca – skanalizowanie negatywnych emocji w pełen emocji i radości przekaz powoduje nieustające salwy śmiechu. Zdarzają się też owacje, nierzadko na stojąco.
Choć trudno w to uwierzyć, wykłady MotoPomocnych nie zawsze porywają i angażują. Zdarzają się sytuacje, kiedy mniej zaprawieni w bojach stażyści, używając tak zwanej retoryki ezoterycznej, wprowadzają słuchaczy w stan zaawansowanej medytacji.
Ze wstydem przyznajemy, że natrafiamy również na sytuacje, by tak rzec, mocno kryzysowe. Jedynym wówczas rozwiązaniem, nie licząc środków przymusu bezpośredniego, wydaje się zaawansowana przemoc słowna. Zawsze jednak zachowujemy w takich wypadkach najwyższe standardy kultury osobistej i poszanowanie dla tradycji regionu, w którym się znaleźliśmy.
Naszą słabością jest także częste zapominanie podstaw wiedzy, którą przekazujemy. Powód jest prosty – nawał pracy. Dlatego zawsze, ale to zawsze wozimy specjalną, opatentowaną jeszcze przez radzieckich naukowców żarówkę, której zadaniem jest rozjaśnianie mroków umysłu naszych instruktorów.
Jeśli mimo naszych wad, wciąż kochasz naszych instruktorów, bliska jest ci idea MotoPomocnych i chciałbyś dorzucić się do nowych spodni dla Łukasza, wesprzyj nas choć drobną kwotą. Portki są może niedrogie, ale żarówka zasilana jest energią atomową, a uran drogi…
Chciałbyś nam pomóc rozwijać projekt bezpłatnych szkoleń z pierwszej pomocy dla motocyklistów?
Możesz to zrobić wpłacając darowiznę na cele Stowarzyszenia. Dziękujemy za Twoje wsparcie!